Źródło: Ania Górecka
19 Apr 2016 23:09
tagi:
Gomola, Porec, Chorwacja, obóz, zgrupowanie

Ciężka praca, mordercze treningi, wymagające podjazdy, tysiące przewyższeń, setki kilometrów – to wiecie, bo przecież mowa o GTA, ale było coś jeszcze…
Dzień 0
6:30 JE-DZIE-MY!
Yyy nie.. Sorry. 7:30! Stasiek, Aga i ja byliśmy tak spragnieni przygody, że zjawiliśmy się na miejscu zbiórki godzinę przed czasem. Nikt nie narzekał, byliśmy wręcz zachwyceni… mogąc krócej spać.
No to jeszcze raz..
7:30 JE-DZIE-MY!!!
Podróż w Sufobusie to czysta przyjemność. Kierowca i DJ w jednej osobie dbał, by muza była różnorodna, taneczna, rockowa, metalowa, ale przede wszystkim wakacyjna. Czuliśmy się w obowiązku względem przyjaciół podróżujących Rbusem, wprowadzić ich w wakacyjne klimaty, stąd też audio przekaz naszej muzycznej playlisty w wersji „CB karaoke live”. Dołożyliśmy jeszcze zapachową nutę makreli, ale trzeba przyznać, że niektórzy niezręcznie odgadywali jej pochodzenie.
Po przyjeździe postanowiliśmy się posilić i sprawdzić poziom znajomości języka polskiego u chorwackich kelnerów. Wyrazy uznania, bo Sufa im nie odpuszczał!
Czując fantastyczny klimat miasta, wybraliśmy się na brzeg Adriatyku, oceanu gorącego, by zaciągnąć się cudownym powietrzem… droga wiodła przez plac zabaw, przez który nie mogliśmy przejść obojętnie. Sufa przypomniał sobie czasy młodości i pięknie fiknął na koniku. Śledzia z kolei ciągnęło do morza, więc i ja się dałam namówić na chłodzenie łydki przed jutrzejszym nabijaniem kilometrów. Tak nam to weszło w nawyk, że każdego dnia przed i po treningu zażywaliśmy zimnej kąpieli w morzu.
Po dwóch dniach wahania, do grupy dzielnie dołączył Buła.
Pierwszy dzień treningowy i brawurowy popis Sufy.
Motovun, a tu co chwile wygrane premie górskie. Farciarz. Tylko on wiedział gdzie są. Pojawiał się śmiałek, który chciał mu zagrozić, ale nie nie nie! Vivat Sufa!
Trasa bardzo przyjemna, szczególnie ten właściwy podjazd. Kosteczka daje radę! Jak już przez nią przebrnęłam, na górze czekała na mnie kawa.
Biała kawa. Niby nic wielkiego, ale mój rytuał delektowania się kawą został w Chorwacji mocno zaburzony. Przez cały pobyt nerwowo przemierzałam wzdłuż i wszerz sklepowe półki szukając mleka do kawy. Wymarzone dwa słowa podczas pobytu? Coffee break!
Mordor
Niepokojąco mi to brzmiało. Wszystko się wyjaśniło w trakcie. Wjazd to jedno, ale zjazd? Jak tam wiało!!! Skręcałam w prawo, by móc jechać prosto. Co robiłam, by jechać w prawo? Chyba nic słusznego, bo 4 razy wracałam z łąki na asfalt. Trochę mi zajęło dokulanie się do reszty, która pewnie z nudów loczki kręciła.
Po tych przeżyciach zafundowałam sobie dzień relaksu. Ekipa zrobiła sobie trening, a ja lakier do paznokci, sauna i takie tam. A co! Zresztą, jak widać na obrazkach, inni również zaliczyli SPA.
Resztę dnia spędziliśmy na plaży. Oczywiście kąpiel, wieczorem delikatny spacer po mieście, bez szaleństw. Chill.
Kolejna miejscowość, którą odwiedziliśmy to
Vsar. Też super! Szczególnie polecam pyszne domowe ciasto do kawy! Taka knajpka po schodach przy porcie.
Sama jazda, to nic bez odpowiedniej diety. Ja wiedziałam, że trzeba się posilić węglami, bo następny dzień to wielka wyprawa i mój wielki dzień!
Cres-Krk
Rano, siedząc jeszcze na brzegu łóżka, myślałam „jechać czy nie jechać?” Buła bardzo szybko zakończył rozważania „no jak to? Jechać!” - ależ oczywiście, jadę. Co ja się nagadałam i nawzdychałam na tej trasie. Są takie momenty, kiedy dopada cię szczęście i buzia sama uśmiecha się po kąciki, a powód? Wszystko, co cię otacza to bajka.
Ten przejazd był dla mnie wyjątkowy też z innego powodu - był moim życiowym rekordem. Postanowiłam ten moment utrwalić na koszulce, dopóki ilość prań nas nie rozłączy.
Skoro padł rekord, to trzeba się zregenerować. Rano wypad na miasto, zakupy, kawa potem spacer na plażę. No i się zaczęło! Znów sukcesy!
W morsowaniu pękło nam 12 minut, Sufa zaczął w końcu tańczyć, a wariacje akrobatyczne wyszły nam w 99%! Ponieważ ja tam byłam, to wiadomo kto miał ten zacny 1%. Jakaś pamiątka musi być!
Ostatni dzień pobytu, to ostatni rzut oka na piękne okolice.
Podjazd tarką z ograniczeniem do 40km/h utwierdził nas w przekonaniu, że formę mamy wyszlifowaną perfekt! W sezonie będziemy brylować. Mieszkańcy już wiedzieli, co w nas drzemie („Anioły i Demony”?) i ściskali, całowali na ulicach. Ze skromnością przyjęliśmy te miłe gesty i wróciliśmy do kwatery.
A wieczorem? Ciiii… to co się wydarzyło w Poreciu, zostanie w Poreciu.
Choć żal było wyjeżdżać, to wiemy, że ciąg dalszy nastąpi.
Będzie o nas dużo i głośno. Sportowo i nie tylko. Będzie legendarnie. Bo GTA to stan umysłu… ale nie tylko.